Syria 22 – 29 Listopada 2010 // część 2

Ciąg dalszy wpisu Syria 22 – 29 Listopada 2010 // część 1

4. Bazylika świętego Szymona słupnika قلعة سمعان

Do oddalonych o około 60 km od Aleppo ruin bazyliki św. Szymona, dojechaliśmy wynajętym busikiem. Początkowo, powolnym tempem, poruszaliśmy się  zatłoczonymi ulicami tego 2 milionowego miasta. Mimo, że jezdnia miejscami miała nawet po 6 pasów ruchu, wcale jakoś bardzo nie przyśpieszało to podróży. Po kilkudziesięciu minutach, w końcu udało nam się wydostać z tej ogromnej metropolii. Na tablicy pożegnalnej oczywiście widniała podobizna tutejszego prezydenta. Podobnie jak w Turcji, Syryjczycy otaczają swojego wodza jakimś przedziwnym kultem jednostki, niezrozumiałym dla normalnego Europejczyka. Podobizny Baszara al-Asada widniały praktycznie w każdym punkcie miasta, od bilbordów po naklejki na (przednich i tylnych) szybach prywatnych samochodów. Jak się później dowiedzieliśmy prezydent z wykształcenia był lekarzem (okulistą) i 10 lat temu objął władze po swoim ojcu- uprzednim dyktatorze. Opinie o prezydencie wśród Syryjczyków były bardzo pochlebne i trudno się im dziwić, bo kraj naprawdę prężnie się rozwija. W internecie można znaleźć pewne informację, że Baszar sympatyzował z Husajnem, (może dlatego Syria nie zawszę cieszy się dobrą opinią w mediach), ale nie będę wnikać w historię polityki bliskiego wschodu,  jeżeli kogoś interesują te sprawy odsyłam do Googli.

Do bazyliki dotarliśmy na godzinę przed zachodem słońca. Ale zanim zacznę opisywać co tam zobaczyliśmy, mała przestroga dla  kolejnych studentów którzy zamierzają odwiedzić Syrię. Tylko karty  ISIC są respektowane, jeżeli chodzi o zniżki. Posiadacze Euro 26 albo innych legitymacji studenckich, muszą płacić 10 albo 15 raza więcej ! Przykładowo normalny bilet wejścia do bazyliki kosztował 150 syp, z kartą Isic 10 syp (około 60 gr). Zwiedzanie Syrii z wyżej wymienioną kartą to czysta przyjemność, można zobaczyć wszystko co się chce za naprawdę śmieszne pieniądze.

Ale wracając do tematu. Szymon (Słupnik) urodził się w IV wieku n.e. Nie za bardzo podobało mu się, życie normalnego pastucha (albo bardziej prawdopodobnie, był po prostu masochista i szaleńcem). Porzucił normalne życie, zaczął obwiązywać się rzemieniami i zamieszkał na platformie usytuowanej na kilkumetrowym słupie. Lokalna ludność przynosiła mu jedzenie , a on wygłaszał płomienne kazania.  Co by o nim nie powiedzieć , bazylika którą wybudowano w miejscu w którym stał pal, na którym mieszkał , robiła naprawdę piorunujące wrażenie. W szczególności, że mieliśmy możliwość oglądania jej w promieniach zachodzącego słońca. Ale koniec gadania , zdjęcia powinny oddać klimat tego niezwykłego miejsca.

(1) Bazylika Świętego Szymona Słupnika

(po środku resztki pala na którym mieściła się platforma Świętego)

(2) ruiny od środka

(3) pozostałości po bazylice

5. powrót do Aleppo i pierwszy wielki szok kulturowy

Wracając w kierunku Aleppo kierowca autobusu zaprosił nas na poczęstunek, do domu swojej siostry. Muszę przyznać , że właśnie to wydarzenie, było największym szokiem kulturowym jakiego doznałem w Syrii. Wszyscy zostaliśmy zaproszeni do dużego pustego pokoju, w którym nie było nic poza łóżkiem i tabliczką z wyznaniem wiary do Allaha. Cała grupa usiadła na podłodze (dywanie) w kole. Gospodyni przyniosła ogromną tacę pełną domowych wypieków i słodyczy.  Po domu biegała dwójka dzieciaków. Po chwili rozmowy dowiedzieliśmy się, że ich matką jest 15 letnia dziewczynka. W Syrii nie ma problemu, żeby nastolatki a nawet dzieci , rodziły dzieci. Rani opowiada nam o swoim znajomym który ma dwie żony i 20 potomstwa. Co więcej bardzo by chciał mieć więcej kobiet, ale w  Koranie jest zapisane, że jeżeli chcesz mieć 4 żony, każda z nich musi żyć w dostatku. Mężczyzny nie było stać na takie przyjemności jak 2 dodatkowe partnerki… Dla niektórych wielodzietność to sposób na zarobek. Bo duże potomstwo to duże wpływy (pieniężne) na starość. Rozmowa ciągneła się dalej. Dyskutowaliśmy z Ranim ,o życiu w małych wioskach i na obrzeżach kraju. W Kurdyjskich, ortodoksyjnych społecznościach bardzo często ludzie dopuszczają się kazirodztwa, żeby utrzymać czystość krwi. Z perspektywy czasu muszę stwierdzić, że po ulicach chodziło wiele upośledzonych osób z widocznymi schodzeniami i przeróżnymi chrobami. Gdy słuchałem tych opowieści, byłem naprawdę przerażonym w jaki sposób wygląda życie w tych małych Syryjskich miasteczka… Jest to naprawdę wstrząsające przeżycie jak się zobaczy i poczuje klimat tych miejsc, tak odległych od Europejskich standardów!

Po kilkudziesięciu minutach, podziękowaliśmy za posiłek i ruszyliśmy w dalszą drogę. Po przyjeździe do Aleppo, wszyscy zaczeliśmy mieć straszne problemy z żołądkiem. Okazało się, że domowe wypieki na Syryjskiej wsi, nie zawsze robione są ze świeżej wody i czystych składników. Jedyny sposób na wyleczenie tych dolegliwości to odkażenie żołądka , oczywiście przy pomocy Syryjskiej whiskey. Tamtego dnia również udaliśmy się na imprezę do przyjaciela Raniego. Po drodze do jego hotelu, mijaliśmy kilka kościołów.  Podczas wieczornej rozmowy, dowiedzieliśmy się, że za równo w Aleppo jak i Damaszku, mieszka wielu Katolików, Żydów, Ormian i wiele innych grup etnicznych. W przeciwieństwie do Gaziantepu czy innych miast w Turcji, które odwiedziłem (z wyjątkiem Stambułu),  naprawdę widać tą różnorodność!   Samo Aleppo dzieli się na kilka części, stare miasto ,w którym naprawdę panuje hardkor ,ogólny syf (kiła i mogiła) oraz przeraźliwy smród.  Oraz kilka nowoczesnych, bardzo rozwiniętych dzielnic. Podobno w Aleppo jest nawet gejowska dzielnica , jedna z większych w tej części świata.

Imprezy nie będę opisywać bo nie ma to większego sensu i od razu przejdę do dnia następnego.

6. Serjilla ( سيرجيلة‎) oraz droga przez zachodnią Syrię (dzień 3)

Środowy poranek był wyjątkowo ciężki dla większości z nas, a czekała nas naprawdę długa podróż. Na przeraźliwym kacu trzeba było wstać, spakować się i wynieść z hotelu. Wszystkie większe plecaki zamontowaliśmy na dachu busika. Kierowca grubymi pasami przymocował je  do stelaża (zdjęcie obok). Zdezelowany pojazd kojarzył mi się trochę klimatem z latami siedemdziesiątymi.  na suficie zamontowane były światełka w wielu kolorach, które nadawały wnętrzu naprawdę dziwaczny klimat. Sam samochód musiał mieć niesamowita historię. wiele części pochodziła z zupełnie innych modeli (w większości azjatyckich!) Wszystko przeraźliwie skrzypiało a momentami pojazd wydawał dźwięki, jak by miał się zaraz rozsypać. Ale uwierzcie mi, nie zamienił bym go na żaden inny środek transportu. Naszym pierwszym przystankiem w drodze do krzyżackiego zamku Krak Des Chevaliers  było „martwe miasto” Serijlla oddalone o około 80 km od Aleppo. Około roku 500 n.e.  zostało wybudowane przez chrześcijańską ludność, która głownie zajmowała się uprawą oliwek oraz winogron. 200 lat później region został podbity przez Arabów, a miasto wymarło. Uwierzcie mi , miałem tak przeraźliwego kaca , że odgłos migawki przy robieniu zdjęć sprawiał mi ból, wiec fajerwerków na zdjęciach nie będzie ..

(4) Jedna z willi w martwym mieście

Nie wiele czasu spędziliśmy w martwym mieście, musieliśmy się śpieszyć, żeby przed zachodem słońca dostać się pod granicę z Libanem. Tam właśnie znajdował się kolejny punkt naszej podróży, czyli krzyżacki zamek. Przejazd przez dziesiątki niewielkich Syryjskich wiosek był dla mnie widokiem za równo ciekawym jak i szokującym. Mijaliśmy tereny militarne ogrodzone wysokimi płotami i drutem kolczastym,  gigantyczne fabryki które co jakiś czas wyrastały w centrach zapyziałych wiosek. Teren powoli zmieniał się z pustynnych płaszczyzn w wysokie góry.

(5) Poganiacz kóz

(8) przydrożne zabudowania

(9) przydomowa obora

7. Krak des Chevaliers (قلعة الحصن‎) i góry Dżabal an-Nusajrijja

Trasa do zamku wiodła przez masyw gór Dżabal an-Nusjrijja.  Droga wiła się jak szalona, od lewej do prawej, z góry do dołu, nasz rozklekotany busik czasami miewał problemy, o czym przekonywał nas, wydając ze swojego wnętrza przeróżne odgłosy.  Momentami, gdzieś tam w oddali widać było lazur morza śródziemnego i terytorium Libanu.  Niektórzy źle znosili jazdę, ale na szczęście, po kilku godzinach w końcu dotarliśmy do podnóża góry zamkowej. Ogromna gotycka budowla górowała nad ospałą wioską. Zamek został wybudowany przez Arabów około roku 1030.  70 lat później krzyżowcy podczas I krucjaty odbili twierdzę. Następnie warownia przechodziła z rąk do rąk, aż do roku 1291, wtedy to krzyżowcy opuścili Bliski Wschód, porzucając za sobą Krak des Chevaliers. Od tego czasu do roku 1934 był zamieszkiwany przez miejscową ludność. Dopiero w latach 30 Francuzi zajęli się renowacją tego jednego z najważniejszych zamków krzyżackich świata

(10) Krak des Chevalier w całej okazałości

(11) Wnętrze gotyckiej twierdzy

Na zamku w zasadzie spędziliśmy czas do zmroku. Na kolacje, w ramach oszczędności, zjedliśmy falafela w bułce, czyli najpopularniejszą arabską wegetariańską potrawę. Po chwili odpoczynku, trzeba się było spakować i wyruszyć w dalszą drogę. Tym razem celem naszej podróży była środkowa część Syrii, a mianowicie legendarna, biblijna Plamyra. Tym razem usiadłem z kierowcą, na przednim siedzeniu . Po kilku godzinach dojechaliśmy do pustyni. Słabe światło księżyca, delikatnie oświetlało teren. Co jakiś czas przez drogę przebiegały szczury i inne trudne do zidentyfikowania pustynne zwierzęta. Przez bardzo długi czas jechaliśmy prostymi odcinkami bez żadnych zakrętów czy wzniesień. W końcu po kilku godzinach jazdy pojawiła się cytadela górująca nad setkami kolumn Palmiry…

 

Wa najwyższych punktach, momentami, gdzieś tam w oddali widać było lazur morza śródziemnego.

3 Responses to Syria 22 – 29 Listopada 2010 // część 2

  1. Pati says:

    no a reszta gdzie? :O 😀 czekam! 😀

  2. Arek says:

    to nie są owce tylko kozy!

  3. bohunwturcji says:

    trzeba dawkować emocje 🙂 jutro kolejny wpis będzie 🙂 spokojnie !!!!!!!!!!!!!

Dodaj odpowiedź do bohunwturcji Anuluj pisanie odpowiedzi